Długo wyczekiwana niepodległość
Długo mnie tutaj nie było. Może trochę za długo. Przez kilka miesięcy wydarzyło się u mnie więcej, niż u innych przez dekadę. Czy to źle? A może to dobrze? W listopadzie, pewnego wtorku wszystko się zmieniło. Jak za pstryknięciem palca wszystko zniknęło, a moje myślenie przestawiło się o 180 stopni. Uczucia wygasły, coś we mnie umarło albo pękło. Pojawiło się coś nowego, dającego nadzieję i ukojenie – wszystko zaczęło nabierać sensu. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że tamtej mnie już nie ma. Tamtej łkającej za uczuciami, wciąż nieszczęśliwej, przejmującej się wszystkim i wszystkimi Ilony – już nie ma. Teraz zmuszam się do płaczu, żeby dać upust emocjom, a i tak zdarza się to bardzo rzadko, najczęściej “w te dni”. Nie szukam, nie gonię, nie ścigam się z samą sobą. Nie interesuje mnie co dzieję się u innych, nie zabiegam o obecność, jasno i klarownie, bez zahamowań mówię wprost, co mi nie pasuje i doskonale zdaje sobie sprawę, że innym to przeszkadza. Ale jest okej. Ta