Im lepszy zawód, tym większy zawód
Chwilę mnie nie było.
Dzisiaj w trochę innej formie. O tym co niewypowiedziane, o tym czego nie przyznam na głos. I to chyba wystarczy...
Drogi,
Pusto mi, pusto mi w środku. Pusto też na zewnątrz, bo jak zwykle siedzę sama w zamkniętym pokoju i zastawiam się ile jeszcze przeżyje takich dni i nocy. Ile jeszcze, bo przecież tyle ich już za mną. Czytałeś kiedyś moje wypociny?
Prawie wszystkie są o miłości, o jej szukaniu, o bólu, który przez nią doświadczałam, o tym jak ludzie traktują siebie nawzajem, o tym, jak chciałabym żeby miłość wyglądała. Jedno jest niezmienne. Cholerne łaknienie bycia kochaną.
Próbowałam już wiele razy napisać ten list i za każdym razem brakuje mi słów. Nie potrafię przelać na papier tych wszystkich uczyć, tych myśli, które wypełniają moją głowę, tak że czuje wbijane pod skórę igły.
Boję się, że kiedy się otworzę to stanę się bezradna. Okradziona i pozbawiona wszystkich masek, które tak starannie zakładam codziennie dla świata. Naga i pozbawiona pancerza, który chroni przed wszystkimi negatywnymi rzeczami, które tylko czekają aż opuszczę gardę.
Wiesz co jest zabawne? Bardzo bym chciała tę gardę w końcu opuścić. Kiedy walczysz przez tyle lat, kiedy mięśnie odmawiają posłuszeństwa, bo nie nadążają przeskakiwać nad kłodami, które życie rzuca Ci pod nogi, po prostu czujesz zmęczenie. Nie marzysz, wtedy o niczym innym, jak o spokoju. Cieple. Komforcie. Bezpieczeństwie. Otwartych ramionach.
I wiesz, już dawno postanowiłam sobie, że moim głównym celem w życiu będzie kariera, bo reszta przyjdzie sama, z całą resztą sobie poradzę. Bo kto inny, jak nie ja? Baba z większymi jajami, niż nie jeden facet. Krok po kroku dążę do celu, który postawiłam sobie lata temu. Cholerna ambicja, którą mam od urodzenia, która nie pozwala mi przestać, osiąść na laurach, zatrzymać się. Ambicja, która równocześnie jest moim katem.
Ale w końcu się dzieje. Dla osób, które patrzą na to z boku może dziać się szybciej, a dla innych wolniej. Ale - dzieje się. Tylko...wiesz co, co niesie za sobą to słodkie brzemię sukcesu? Samotność.
Tak to niestety bywa. Bo im wyżej jestem, tym mniej mogę sięgnąć. Paradoks.
Nie mogę Ci powiedzieć, jak wiele dla mnie znaczysz. Nie mogę Ci powiedzieć, jak bardzo żałuję zmarnowanej szansy, okazji. Już nie mogę. Nie mogę teraz po prostu podejść i się przytulić. Nie mogę zrzucić z siebie maski, którą wiem, że mogłabym zrzucić właśnie przy Tobie. Kolejny paradoks. Paraliż i bezsilność, którą czuje coraz bardziej mnie przytłacza.
Rok temu, wyśmiałabym ten pomysł o nas dwojgu. Wyśmiałabym pomysł o kimkolwiek obok mnie. A teraz nie marzę o niczym innym. Tylko o tym, żeby być dla kogoś, a ktoś byłby dla mnie. Obsesja, Nie o fizyczności, a o emocjach. O kontakcie. Bo boję się być sama.
Chciałabym móc obdarować kogoś swoimi uczuciami, bo kiedy kocham, to mogłabym dla tej osoby przenosić góry. Czy Ciebie wybrałam? Czy tylko wyobrażenie o Tobie? A może tak naprawdę nie chodzi o Twoją osobę, może chodzi po prostu o poczucie samotności, które z dnia na dzień pogłębia się coraz bardziej. To nie depresja. To strach i obawa przed kroczeniem przez życie samotnie, Ale jak mam ją stłumić i zabić? Wciąż tracę nadzieję. Wiem, że im większy sukces odniosę, tym bardziej będę oddalała się od uczuć. Dla Ciebie za wysoko, dla kogoś innego zbyt nisko. Nie ma nic pomiędzy. A co z Tobą? Czy jesteś wszystkim, czego w życiu trzeba mi? Nie stać mnie na odwagę, żeby zaryzykować, bo boję się, że nagle wszystko stracę. A może już dawno straciłam? Może porywam się z motyką na słońce? A może będę miała wszystko?
Będę miała wszystko, tylko nie to, czego pragnę od dzieciaka. Bezgraniczna miłość, rodzina, uśmiech ukochanej osoby, płacz dziecka. Wiesz, jak to boli? Wiesz, jak to jest codziennie czuć blokadę, która nie chce odpuścić? Kurwa, pierdolona hipokryzja! To tak bardzo boli, a ja czuję, że duszę się w środku. Duszę się, nie mogę oddychać a nikt nie podaje mi maski tlenowej.
Czy mogę być ofiarą własnego sukcesu? Ale jakiego kurwa sukcesu, przecież jeszcze nic nie zrobiłam - a już tyle rzeczy straciłam? Jak to możliwe i kiedy mi to umknęło. Duszę się! Chciałabym móc Ci to wszystko wykrzyczeć, wyrzygać się z tej bezsilności. Być na chwilę dzieckiem, przestać walczyć, mieć oparcie.
Ja już nawet nie płaczę. Po prostu wgapiam się w ścianę, bez ruchu, pustym wzrokiem, zabijam w głowie wszystkie myśli.
Dlatego powiedz mi, czy warto teraz zaryzykować? Czy poczekać? Co się stanie kiedy to przeczytasz? Czy naprawdę w życiu trzeba wybrać pomiędzy jednym a drugim? Czy kiedy wybiorę Ciebie to będę musiała zrezygnować z marzeń? A może, ale tak tylko hipotetycznie - uda się to połączyć?
Umiesz odpowiedzieć na to pytanie?
Zaryzykować? Czekać?
Co wybrać?
Co w życiu jest dla mnie ważniejsze? Miłość? Czy marzenia?
A może miłość jest marzeniem? Czy marzenie miłością?
Nie wiem. Ty, moje odbicie w męskiej skórze. Tak samo ambitny i samotny. Też zaryzykujesz?
Do zobaczenia,
XYZ
__________________________________________________________________
Do wszystkich tych, którzy podjęli się przeczytania tych kilku napisanych przeze mnie zdań:
Nie dopisujcie sobie do tej formy żadnych teorii spiskowych. Nie zgadujcie do kogo ten "list" jest napisany. Dlaczego? Bo jest napisany do nikogo. To tylko sposób, w jaki łatwiej było mi przekazać to, co wymyśliłam sobie w głowie. Wszystkie zbieżności są przypadkowe. I pamiętajcie - dystans, dystans kurwa, bo wszyscy umrzemy. :)
Buziaczki!
Komentarze
Prześlij komentarz