Nie po raz ostatni
“Mnie już nie można uratować”. Jak mantra powtarzana w pustym pokoju.
90 dni temu, był ktoś zupełnie inny, a teraz wszystko budzi się do życia ponownie, choć nazwać to powrotem do życia jest bardzo nad wyraz. Każde niewypowiedziane słowo brzmi jeszcze głośniej. Nie da się ocalić człowieczeństwa, w którym nikt nie chce być człowiekiem. Każde nieodwzajemnione uczucie. Każdy brak przytulenia, ale nie teraz – od dziecka. Każdy moment, w którym potrzebowałeś tego, czego nikt nie był skory Ci dać. Każda minuta samotności. Każda sekunda walki z pragnieniem uczuć.
Bo każdego dnia, każdy z nas potrzebuje tylko tego.
Jak można, mając wszystko, tak naprawdę nie mieć nic?
Przychodzę, więc przychodzę powiedzieć Ci to, co nie było wypowiedziane nigdy. Każda łza spływająca po policzku, każdy krzyk, ten niemy i ten w duszy. Odizolowany od świata, bo tylko w tym pustym, zimnym miejscu mogę zdjąć maskę. To takie trudne, taka trudna jest każda próba zdjęcia warstw, które już tak mocno i głęboko Cię przykrywają.
Ułamek życia, które widzisz jest tylko na pokaz. A przecież “lepiej jest przeżyć rok życiem tygrysa niż 10 lat życiem żółwia”. Więc przeżywam. Uśmiecham się, pracuje, spełniam marzenia i pomagam wszystkim, tylko nie sobie. Sama. Tych rozmów nigdy nie będzie dane mi już przeżyć. Tego poczucia przynależności i bycia dla kogoś. Nigdy. Szybciej śmierć, zdejmie ze mnie kamień poczucia winy, tak ciężki, że nie potrafię już go nieść.
Czego Ci brakuje? Przecież wszystko masz?
Nie mam nic. To najwyższa cena, jaką płacę za wszystko, co mam. Samotne patrzenie w gwiazdy, samotność przy stole, brak rozmów, słów, brak uczuć - już nawet nie pamiętasz, kiedy i czy kiedykolwiek taka rozmowa była Ci dana. Zawsze, od zawsze byłaś sama.
Zdjęłam z siebie wszystko, przed Tobą. Byłam naga. Tego jednego dnia, zdjąłeś ze mnie wszystko. Pierwszy i jedyny raz, bez wstydu przed czymkolwiek. I nagle wymsknąłeś mi się z rękawa i stałeś się niewidzialny.
A ja, taka mała, stojąca w kącie, wciąż czekałam a teraz przyszło mi tańczyć samej. Ostatni raz.
Moje serce zamieniło się w twardy głaz. Głaz, który pęka za każdym razem, gdy zostaje sama. Chciałabym stanąć z Tobą twarzą w twarz i nie krzyczeć. Prosić. Poprosić, żebym chociaż na sekundę mogła poczuć się, tak jak wtedy.
Nie po raz ostatni, pójdę, usiądę i zacznę rozmowę. Sama, tak żeby nikt mnie nie widział. Paradoksalnie, właśnie wtedy czuje się najlepiej, bo jestem z Tobą i mogę być sobą. Opowiem Ci cały mój dzień, opowiem Ci o każdej emocji, o każdej radości, o każdej złości, bólu i miłości. Opowiem Ci o wszystkim, ale nie odpowiesz mi. Nigdy nie odpowiadasz. Przytula mnie tylko wiatr, a ja mogłabym na tej ławce siedzieć już zawsze.
Komentarze
Prześlij komentarz