Autodestrukcja


      Ten wpis powstawał bardzo długo. Najpierw w mojej głowie, potem na kartce papieru, a dopiero potem tutaj.
To co napiszę będzie bardzo osobiste, szczere, może nawet zbyt szczere. Sytuacje i przemyślenia przeplatane realnymi wydarzeniami z życia.
Przeczytałam wszystkie wpisy, które wrzuciłam do tej pory. Można z nich wywnioskować, że twarda ze mnie babka, można powiedzieć feministka, która planuje jakąś rewolucje seksualną niczym Wisłocka. 
Jaką znakomitą aktorką muszę być, jak wspaniałą maskę przybrałam, że nabrałam na to nawet swoich najbliższych. Powiem, że to dość interesujące jak można zwieść ludzi, którzy twierdzą, że tak dobrze Cię znają, że rozgryźli Cię na wylot. Zawsze słuchałam co ktoś miał mi do powiedzenia po przeczytaniu tych wpisów, wielokrotnie słyszałam, że jestem pewnie nie wyżyta, w ogóle co ja mam w głowie, potrafię oceniać facetów i wszystko tylko pod jednym kątem. 
Ale dlaczego? Bo mam odwagę napisać, to o czym inni boją się myśleć na głos? Bo wystaje poza przyjętą normę? Możliwe. Jednak to tylko słowa, krytyka albo wyrażanie opinii. Niektóre osoby po prostu zagalopowały się w stwierdzeniu, że jestem taka jak publikacje. Szkoda. Wiele razy nie chciało mi się po prostu tego prostować, mówiłam "myśl co chcesz", albo po prostu milczałam. Jakby spojrzeć z boku, to jest bardzo smutne. Tak naprawdę nie wiem jak wiele osób patrzy na mnie z perspektywy osoby, którą tak naprawdę nie jestem. Emocjonalny konflikt. Jak raz wdepniesz w tą pozę udawania, żeby ludzie nie widzieli tego czego nie powinni, to trudno z tego wyjść.
Zawsze próbowałam ukrywać przed ludźmi moją prawdziwą naturę, o której wiedzą naprawdę nieliczni. Pod zasłoną uśmiechu, nonszalancji czy sarkazmu ukrywam przez połowę życia swoją wrażliwość. Udaje. Cały czas udaje, przeglądam swoje social media i widzę. Udaję. Sama nie wiem czemu tak jest, ale pewnie wiele z osób, które to przeczytają zrozumieją mnie, może nawet mają podobnie, może miały podobnie.
Samo wpychanie kłamstwa ludziom "dalszym" wcale nie jest takie złe, jak fakt, że Ci bliscy, że oni też wierzą w tą sztuczną pozę. I uwierzcie mi to naprawdę jest przykre i boli. Bo nie wiesz już nawet sam/a na ile możesz otworzyć się przed drugą osobą, żeby nie wyjść na dziwaka. Żeby nie zepsuć obrazka, który już wysnuł w swojej głowie na Twój temat. I pomimo tego, że stoisz obok cholernie bliskiej Ci osoby, przy której powinieneś być sobą, tak naprawdę nigdy sobą nie byłeś, a kiedy próbowałeś to musiałeś wszystko szybko obrócić w żart,
Jak wielu z nas codziennie boryka się z podobnymi konfliktami - udawać, skłamać i żyć spokojnie tak jak do tej pory, przy czym po prostu wyniszczając się w środku, albo - otworzyć się, powiedzieć prawdę, pokazać emocję, wrażliwość i niech wszystko runie. Tak, to do tej pory wciąż jedna z trudniejszych decyzji w naszym życiu, na każdym etapie, w różnych sytuacjach.
Za każdym razem takiej sytuacji towarzyszą słowa. Jedna z najbardziej niebezpiecznych broni na świecie. Raz wypowiedziane słowo nie będzie cofnięte. Jedno słowo może kogoś doprowadzić do płaszczu, zmiażdżyć, a nawet zabić. Dlatego tak wielki nacisk powinniśmy kłaść na jakość wypowiadanych przez nas słów i ich znaczenie, Naprawdę czasami kiedy jesteśmy pod wpływem emocji, alkoholu, albo nie jesteśmy pewnie do końca czy to słowo jest trafne, zatrzymajmy je, bo potem może być za późno na wybaczenie....



To była krótka "autodestrukcja" mojej osoby, ponieważ wiele się dzieje i mogę przez długi czas tutaj nie zaglądać. Chciałam rozwiać myśli niektórych osób i błędne spostrzeżenia. 
A tutaj następny fragment tego nad czym pracuje, pozdrawiam. :)



Małe, ale przytulne mieszkanie w centrum. Chociaż je uwielbiam to mało czasu tu spędzam, zawsze jest coś do zrobienia, a czasem wolałabym po prostu spędzić cały dzień w łóżku. Niestety, nie mogę pozwolić sobie na ten komfort. Nie przeszkadza mi to jakoś szczególnie, spełniam się przecież zawodowo, a wracać do pustego mieszkania nie jest przyjemnie. Odkłam płaszcz, zdejmuje buty. Za nim wezmę prysznic zrobię sobie gorącą herbatkę, żebym potem mogła spokojnie usiąść przy laptopie.
Lubię ten codzienny rytuał w łazience. Po całym dniu zmywam makijaż; teraz widać jak zmęczona jestem, podkrążone oczy, wklęsłe rysy twarzy. Oczy mam smutne, choć ludzie uważają, że nie jedna dziewczyna może mi ich zazdrościć. Rozczesuje blond włosy, ściągam ubranie i wchodzę pod prysznic. Mam teraz chwile dla siebie, kiedy woda spływa po moim ciele zastanawiam się czy dobrze zrobiłam zgadzając się na jutrzejsze wyjście. Co ja będę z nimi robić? Nawet nie wiem kogo to koncert, nie wiem czy dam radę oglądać tych wszystkich zadowolonych ludzi. Nie chciałabym im zepsuć zabawy, ale jeśli nie pójdę Ola śmiertelnie się obrazi. Trudno, będę musiała przez to przejść, może mi się spodoba, choć szczerze w to wątpię.
Stoję pod prysznicem już dobre dziesięć minut, a jeszcze nie umyłam żadnej partii ciała. Za dużo myśli kłębi mi się w głowie i mogłabym stać tu godzinami. Przypominam sobie, że zrobiłam herbatę, która pewnie już stygnie. Szybko kończę mycie i wychodzę. Owijam się ręcznikiem i idę do sypialni. Tam zakładam piżamę, ciepłe skarpetki siadam na kanapie i biorę laptopa na kolana. Standardowy wieczór. Ja, kubek herbaty i laptop. Sprawdzam pocztę, uzupełniam swoją wiedzę o nowe plotki i wydarzenia sportowe i tak mija mi czas.
Ciepła herbata jest taka pyszna, drugi zaraz po winie antydepresant na samotne wieczory. To chyba dziwne, bo z dnia na dzień czuje się lepiej będąc sama. Nie mam ochoty uganiać się za towarzystwem ludzi, bo po co? Robię co chce i kiedy chce, idealne życie. Przerwijmy tą falę melancholii. Nawet nie wiem kogo to koncert! Świetnie, Aleksandra była dostępna dwie godziny temu. Pewnie śpi, więc dzisiaj się już niczego nie dowiem, ba, dowiem się dopiero przed wejściem do klubu. Ech, nie ma co się martwić i tak mi wszystko jedno, ktokolwiek by nie grał scenariusz będzie taki sam. Parę szybkich drinków, a potem tylko trzymanie klasy, żeby jak przystoi na damę pewnym krokiem wrócić do domu.
O, już 1.00! Pora się kłaść, bądź co bądź lubię swoją pracę i nie chciałabym jej stracić.

7.00 budzi mnie dzwonek. To był naprawdę zły pomysł ustawić ulubioną piosenkę jako dźwięk alarmu. Teraz jej szczerze nienawidzę. Powolnymi krokami idę włączyć ekspres, by móc zaraz po porannej toalecie wypić napój bogów.
Mogę powiedzieć o sobie, że jestem smakoszem kawy, byle czego nie wypiję. Kawa to poezja, aromatyczna, dobrze zrobiona to istna poezja. Nie mam takich zdolności jak bariści, ale pozwalam sobie na zakup nieco droższej, nieco lepszej kawki w sklepie. To tylko mała przyjemność, pozwala przez chwile nabrać lepszego spojrzenia na życie.
Trzeba zrobić makijaż. Nakładam podkład, puder, konturuje już i tak uwydatnione rysy twarzy. Troszeczkę tuszu do rzęs i szminka, by podkreślić usta. Rozczeszę długie włosy i jestem gotowa. Kawa już czeka, teraz tylko płatki. Kiedy już wszystko przygotowane siadam i jem w pośpiechu w między czasie sprawdzając wiadomości, coś przecież mogło się wydarzyć kiedy spałam, prawda?
Tyle rzeczy zrobiłam i wybiła 7.30, czas ruszać do pracy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywołana do odpowiedzi

W końcu. miłość.

Karma (NIE) wraca