Dlaczego tak chętnie stołujemy się na mieście?


Dlaczego tak chętnie stołujemy się na mieście?

Tytuł dość kontrowersyjny, ale oczywiście nie chodzi w ogóle o jedzenie. 
O cóż znowu może mi chodzić?
Dawno nie korzystałam ze swojego bloga, dawno nie miałam weny, albo inaczej- powodów i czasu na to, żeby pisać.  Kiedy wszystko układa się po Twojej myśli nie chcesz pisać o tematach, które Cię nie dotyczą. Kiedy jesteś szczęśliwy nie widzisz wokół siebie żadnego zagrożenia. Niestety to zagrożenie, te problemy wciąż krążą po świecie, po naszej społeczności, a teraz po prostu stanęły mi na drodze.
Dlaczego stołujemy się na mieście? = Dlaczego tak chętnie zdradzamy naszych partnerów?  
Nie chce żebyście mnie źle zrozumieli, nie chodzi mi tylko i wyłącznie o płeć męską, wręcz przeciwnie, chodzi mi o nas wszystkich. Od dawna próbuje zrozumieć fenomen zdrady, która jak czarna zaraza wkradła się do naszego życia. Najlepszym sposobem, żeby przekazać sedno sprawy będzie podanie przykładu. Jest to prawdziwa historia, ale bohaterowie będą oczywiście Panem X i Panią Y.

Historia prawdziwego związku, może nawet wielkiej, prawdziwej miłości, która nie zakończyła się happy endem. Ich miłość trwała 4,5 roku, całkiem spory staż jak na młodych ludzi. Wspólne plany, przyszłość, mieszkanie, samochód, wakacje, a może kiedyś nawet dziecko… Byli szczęśliwi, przynajmniej tak mi się wydawało. Oczywiście, kłócili się, sprzeczali tak jak w każdym zdrowym związku. Zawsze podobało mi się, że byli tak otwarci w stosunku do siebie, co to znaczy? Żartowali, śmiali się z siebie nawzajem, rozmawiali o innych osobach, które wywarły na nich wrażenie, z takim dystansem, że można było jedynie pozazdrościć. Poznali się przypadkiem, jak większość udanych (na pozór związków), mieli kryzysy, ale byli gotowi oddać za siebie życie.
Zapytacie co się stało? Jedno z nich, tym razem Pan X, zaczął stołować się na mieście. I wiecie co? Nie mogę tego zrozumieć. Nie dlatego, że zafascynował się inną osobą, ale dlatego, że trwał jeszcze w starym związku nie czując już nic do swojej ukochanej. Nie było by prościej przyznać się od początku? Że ta miłość i fascynacja gdzieś wygasła? Może udałoby się to naprawić, może nie, nie wiem. Ale dla obu stron byłoby to o wiele łatwiejsze, łatwiej i szybciej można było by się z tym pogodzić.


Wiecie czego jeszcze nie rozumiem? Jak można obwiniać o swoją zdradę osobę, którą podobno się kocha? Jak osoba, która nie zdradziła, nie wyszła na miasto może być przyczyną stołowania się poza domem? Przykro mi, nie rozumiem.
Czasami zastanawiam się czy studiując psychologię byłoby mi łatwiej zrozumieć takie zachowania, czy potrafiłabym ogarnąć ten mechanizm.
Nie oszukamy ludzkiej natury, ale zdradzają tylko słabi ludzie, zagubieni w sobie.



Każdy z nas jest słaby. Każdy z nas nosi brzemię, z którym sobie nie radzi. Ale czy warto iść na kebab , bo raz w domu nie było schabowego?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywołana do odpowiedzi

W końcu. miłość.

Karma (NIE) wraca