Historia (NIE)jednej znajomości



      Mając skończone dwadzieścia trzy lata zaczynam odczuwać presję. Im bardziej próbuje z nią walczyć, tym bardziej jej ulegam. Mowa o presji otoczenia, żeby zbudować dom, posadzić drzewo i urodzić syna. Na ogół radzę sobie z tym całkiem nieźle, dopóki nie przyjdzie samotny wieczór, weekend, no i oczywiście setki zakochanych par w mediach społecznościowych, śluby i zaręczyny młodszych znajomych.

  Czy to rozumiesz? Obawa. Paraliżujący strach przed samotnością. Strach przed zostaniem starą panną/kawalerem i śmierć w samotności. Nie wiem czemu dopadło mnie to akurat teraz, albo wiem - ale nie chce się przed sobą przyznać.
Byłam taka głodna, emocji, doznań, uczuć, że dziś moje serce musi ktoś podnosić z bruku. Bo ten głód powoduje setki historii (nie) jednej znajomości. Bo powoduje, że moje serce ostatecznie ląduje w lodówce.

     I teraz kolejna historia zbudowana na faktach, jedna z wielu, o takim samym schemacie i tęsknocie do czułości i ustatkowania. 

    Myślisz sobie - TAK, TO TEN! To będzie on, mój przyszły mąż i ojciec moich dzieci, a tu jak zwykle wychodzi wielkie nic. Ile razy popełniłam, popełniam ten sam błąd? Trudno policzyć. Za każdym razem, posiadam złudną nadzieję, że życie mnie zaskoczy i to właśnie ten wysoki, przystojny i (podobno) inteligentny typek, nie okaże się druzgocącą porażką.

    No przecież znam go już kilka lat, niczym nie może mnie zaskoczyć. Znamy się jak łyse konie, przegadaliśmy wszystkie możliwe tematy i nie znam bardziej mądrego, ułożonego i uroczego faceta.
A mimo to, nadal nic więcej nas nie łączy.
Jasne, były zaloty, oczywiście było tzw. "kręcenie", rzecz jasna zostaliśmy dobrymi kumplami, wiadomo, że przeżyliśmy kilka swoich związków,  no i naturalnie po X czasie nastąpiło co? No właśnie co.
Jesteśmy tak do siebie podobni, tak bardzo podobne mamy podejście do życia i właśnie w tamtej chwili mojej zgody, mojego przyzwolenia chcieliśmy tego samego, tylko tego.
Obydwoje serca skute lodem, obydwoje chamskie podejście do życia, arogancja i przerośnięta ambicja. Jedyne co nas różni, jedyna cecha - uległość. Na moje nieszczęście to ja ją posiadam.
I tak na dobrą sprawę w tej znajomości nie było by żadnych minusów, poza spoczywającą na mnie presją. On jej nie czuje, bo dopiero po długich związkach zaczął się bawić, ja tą zabawę właśnie skończyłam.
Nawet tego nie wie, ale dzięki niemu przez ostatnie miesiące niebywale się zmieniłam, Podobno na lepsze. Uspokoiłam się, nie latam z przysłowiową dupą tu i tam, oraz nie szukam szczęścia gdzie popadnie.
Z jednej strony, dziękuje. Z drugiej, przeklinam, bo to on jest tego powodem, nie moje własne chęci.
Skomplikowana z niego jednostka, która miesza mi w głowie za każdym razem kiedy się kontaktujemy i chociaż staram się być mądrą, silną kobietą i nie poddawać się mu tak łatwo. Zawsze ulegam. Bo My kobiety tak mamy. Pragniemy szczęścia, za wszelką cenę, a czasami tą ceną jest nasza godność. Potem płaczemy, widząc go siedzącego z inną dziewczyną, bo cały czas i kolejny raz tkwimy pomiędzy. Czekając, aż ktoś z tego stanu nas uwolni.

    Krótko podsumowując moją wieczorną prywatę, życzę sobie i Wam mądrości, bądźmy mądrymi kobietami i nie wchodźmy, nie starajmy się o takie znajomości. Jedyne co z nich otrzymamy to wory pod oczami i powypadane, bardzo drogie rzęsy.

Dziękuje bardzo, pozdrawiam serdecznie i życzę dobrej nocy!

IJ


Komentarze

  1. A nie zastanawiałaś się nad tym, że ta uległość jest spowodowana brakiem pewności siebie i brakiem czystego szacunku do własnej osoby? Kobiety, które akceptują siebie fizycznie i psychicznie są odporne na wszelkiego rodzaju napory ze strony otoczenia czy społeczeństwa. bo doskonale znają swoją wartość i wiedzą czego chcą od życia. Grają na własnych zasadach. Co za tym idzie nie poddają się wpływowi toksycznych ludzi i toksycznych relacji. I nie będę tu teraz pisać, "pokochaj siebie, to znajdziesz miłość" itp, bo to już nawet nie o to chodzi. Wydaje mi się, że wystarczy sam szacunek, do tego aby unikać takich sytuacji czy ludzi.

    Pozdrawiam, z moimi przemyśleniami o 14:12 w pracy ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wywołana do odpowiedzi

W końcu. miłość.

Karma (NIE) wraca