Ciemniejsza strona medalu


Upadłam.

Z hukiem, wyjąc w niebogłosy. Upadłam na kolana, na podłogę w nowym mieszkaniu. Który to już upadek? Nie jestem w stanie zliczyć. To miał być jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. To miał być nowy początek, zupełnie nowej drogi. To miało być, jak spełnienie marzeń.

Tymczasem nie mogę oddychać. Czuje, jak każdy najmniejszy łyk powietrza przekłuwa moje ciało na wylot. Nie mogę przestać płakać, nie mogę zatamować potoku łez, które spadają na podłogę. Nic nie słyszę. Nic nie widzę. W głowie mam tylko jedno, napisane przed chwilą zdanie – „Tak będzie najlepiej, zakończmy to.” Co? Jak to? Dlaczego? Już nie raz miałeś zły humor, już nie raz szliśmy spać w ciszy, to przecież ja chciałam to kończyć tyle razy, że robiła się z tego opera mydlana. Przecież to zawsze Ty mnie zatrzymywałeś? Co się stało? Co się kurwa, do cholery stało?!

Próbuje to wszystko wykrzyczeć, napisać – ale nie potrafię. Jestem sparaliżowana. Nie mogę się ruszyć. Tak szybko wybiegłam z auta, żeby nie wybuchnąć przy ludziach, których wcale tak dobrze nie znam. Weronika za mną pobiegła. A ja w szpilkach, już słaniając się na ziemie, po prostu wbiegłam do domu i upadłam. I nie mogłam nic więcej zrobić, a ona zbierała mnie nie wiedząc, co się stało.

-Alkohol. Daj mi kurwa.

-Co się stało? Co Ci napisał? – biedna, zszokowana moim widokiem, nie wiedziała co robić.

- On mnie już nie chce, rozumiesz? Nagle mnie nie chce. Dzisiaj, kurwa dzisiaj. Tego dnia, który miał być najpiękniejszy. Ja nie rozumiem, nie wiem, nie pojmuje co się stało. Kurwa, Weronika, On wczoraj powiedział, że wszystko między nami jest okej! Co się stało, co się stało…

Już nic więcej nie mogłam powiedzieć. Były potrzebne posiłki. Paweł wbiegł do mieszkania, nie wiem nawet kiedy. Położył na stół dwie butelki wina i nie pytając o nic, po prostu mnie przytulił. Tak bardzo byłam im wdzięczna, że są ze mną, ale nie dałam rady im tego powiedzieć. Widziałam tylko telefon i wiadomości od niego, wiadomości, które chciałam, żeby były głupim, nie śmiesznym żartem. Jak to możliwe? Przecież planowaliśmy wspólnie wyjechać na parę dni.

- Możesz mi powiedzieć co się stało? Przecież wszystko było w porządku. – próbowałam uzyskać, jakąkolwiek odpowiedź.

- Nie udawaj. Nie wiem jaki miałaś w tym interes, ale wykorzystywanie mnie jest trochę słabe. Cześć.

Mój świat runął. Nic z tego nie rozumiałam. Jak to wykorzystywałam? Co takiego miałam? Oddałam Ci całe swoje serce, przecież byłeś taki dumny, że w końcu je roztopiłeś. Przecież chciałeś mnie już na zawsze. Przecież mi dziękowałeś, że jestem Ci wierna. Przecież jeszcze chwile temu, chciałam powiedzieć Ci na głos – kocham Cię.

- Nie rób mi tego, proszę. Proszę porozmawiaj ze mną, nie rozumiem o co Ci chodzi. Błagam, daj mi jeszcze jedną szasnę, ja to wszystko naprawię. – upodlałam się coraz bardziej, byle tylko rozmawiać z nim, o jedną chwilę dłużej. O jedną łzę więcej. W tym momencie wiedziałam, że nie podniosę się. W tym momencie wiedziałam, że umarła cząstka mnie.

            Nienawidzę publicznie okazywać emocji, słabości, a co teraz robię? Jestem upłakana, czerwona, zapuchnięta, rozmazana, zasmarkana przed moimi znajomymi. Nie tak miało być.

- Przepraszam, bardzo Was przepraszam, że musicie mnie oglądać w tym stanie. To dla mnie coś nie do zaakceptowania. Przepraszam, że jesteście świadkami tego co właśnie się wydarzyło. – w końcu jestem w stanie coś powiedzieć. – I proszę zostańcie, bo bez Was umrę tu dzisiaj.

I zostali, tak strasznie się bali, że coś sobie zrobię, bo też takie miałam myśli. Dobrze, że nie miałam samochodu, bo pewnie z butelką w dłoni pojechałabym do niego. Albo poszłabym przed siebie, przez jezdnie i najprawdopodobniej coś by mi się stało. Milczę. A oni mówią, mówią i mówią i pocieszają i wyzywają i przeklinają i po prostu są. A ja podkulam nogi i bujam się. Bujam i myślę, co teraz mam ze sobą zrobić.

Przecież tak bardzo Go kocham.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywołana do odpowiedzi

W końcu. miłość.

Karma (NIE) wraca