W końcu. miłość.





Miłość.

Zwykle opisywałam stan, który wydawał mi się tą właściwą miłością, tym pożądaniem, bez którego nie mogłam żyć. Chęcią posiadania drugiego człowieka, która zwykle mnie przerażała i przerastała.
Ta miłość, która opisywałam zawsze w moich postach na blogu, ta miłość o której zawsze rozmawiałam z innymi, ta miłość o której powrót prosiłam Boga, ta miłość przez którą robiłam najgorsze i najdziwniejsze rzeczy, ta miłość przez którą i dla której zmieniałam się na gorsze, ta miłość dla której rwałam włosy z głowy i wylewałam morze łez, ta dla której dałabym się zabić, ta miłość dla której ja bym zabiła, ta której kłamstwa były na porządku dziennym, ta miłość - to ból.

Zawsze kierowałam się przeświadczeniem, jakie głośno powiedział Keanu Reeves, a mówi ono o tym, że jeśli mianujesz się kochankiem to musisz być wojownikiem, bo jeśli nie walczysz o miłość to jest nic nie warta.

Nie. Miłość to nie jest ciągła walka, to nie są łzy i pot i krzyk i strach i gniew i och, wszystko co wywołuje bezsilność, akty depresji i paranoje, brak poczucia własnej wartości, brak chęci do życia.
Ja znam tylko taką miłość, która aż do 26. roku wydawała mi się taka, jakiej szukam. Ktoś inny się zaśmieje, bo pomyśli 26? Ja mam 58 i nadal znam tylko taką.
Więc chyba mam cholerne szczęście, że obudziłam się szybciej niż inni. Chociaż to nie znaczy, że teraz jest kolorowo. Teraz trzeba nauczyć się patrzeć i widzieć MIŁOŚĆ. Widzieć poprawne zachowania, nauczyć się na nie reagować.

Do tej pory o wiele łatwiej poprosić mi o jednorazową fizyczność, o relacje które opierają się tylko na cielesności, niż o wartościowe doświadczenie z dobrym człowiekiem. Dlatego „one night stand” wiodą teraz prym w społeczeństwie. Bo tak jest ŁATWIEJ, bo w którymś momencie coś poszło nie tak i te zranienia spowodowały, że staliśmy się pozbawionymi uczuć, odartymi z szacunku - najczęściej do samych siebie, kopiami osób, którymi niegdyś byliśmy lub chcieliśmy się stać.

Dlatego mówię nie! Bo chce MIŁOŚCI! Cholera, miłości pełnej dobroci i szacunku, ale nie takiej "przeserduszkowanej", przesłodzonej, gdzie na każdym kroku trzeba mówić „kocham” lub prawic komplementy, bo słowa bardzo szybko i bardzo łatwo tracą na wartości.
Chce miłości w gestach i czynach, chce miłości gdzie mężczyzna będzie „zły” bo wyszłam z domu bez śniadania, a nie dlatego, że nie zrobiłam mu..... Chce dyskusji, gdzie każde z nas wyraża swoje zdanie a nie kłótni, która doprowadza do łez. Chcę mężczyzny, który całą noc zastanawia się co powiedział „nie tak”, bo jestem na niego zła. Chce mężczyzny, który w rozmowie podkreśla, jaka wspaniała jestem, choć to ja mówię o jego dobrych uczynkach. Chce mężczyzny, który uczy mnie na nowo, że należy mieć dobre maniery, który przepuszcza mnie w drzwiach, który będzie prowadził samochód, żebym ja nie musiała. Chce miłości, takiej w której nie chodzi o dobranie się do majtek, tylko o rozmowę. Gdzie fizyczność schodzi na drugi plan, bo liczy się to co, jest między nami na płaszczyźnie intelektualnej. Chce takiej relacji, która za 30 lat będzie powodowała uśmiech na mojej twarzy. Chcę relacji, która będzie oboje nas napędzała w byciu lepszą wersją siebie.

Nie chce wspólnych melanży, popijaw, dziwnych akcji. Chcę wspólnych wieczorów w ciszy. Chce, żebyśmy mogli wspólnie posłuchać walca, którego ponad 50 lat temu napisał Anthony Hopkins, chce żebyśmy z kieliszkiem w dłoni, wtuleni w siebie mogli posłuchać tej przepięknej muzyki, chce miłości, która daje nam wspólny taniec, kiedy jesteśmy zamknięci sami w czterech ścianach, gdzie możemy wspólnie dać się ponieść emocjom.

Chce tego człowieka w biedzie i chorobie. Chce uczucia pięknego, dobrego i niekończącego się katastrofą. Chcę być jego pierwszym tańcem, kiedy mamy po 20 lat i ostatnim kiedy będziemy mieć 80. Chce z nim tańczyć do końca życia, bo tylko wtedy śmierć nas rozłączy.

Takiej chce miłości, innej już nie potrzebuje.

I jeśli ma przyjść jeszcze jedna, taka zła - to postoje, poczekam na inny autobus lub udam się na inny przystanek. Bo na ten taniec, z tym właśnie człowiekiem warto poczekać. Miłość moi drodzy, miłość to najwspanialszy taniec i najpiękniejsze dźwięki muzyki, to radość.
I starość.
I początek.
I koniec.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywołana do odpowiedzi

Karma (NIE) wraca