Nowy rok, stara Ja


Ile było już postanowień noworocznych?
Co roku ta sama lista, tych samych kłamstw i pustych nadziei, że coś się zmieni, ja coś zmienię.
Pewnie na początku każdy ślepo wierzy, że to co postanowił wykona w stu procentach, pewnie dlatego zawsze drugiego stycznia siłownie pękają w szwach od natłoku nowych fitfreaków.
Pewnie dlatego tyle osób od rana wychodzi biegać, żeby w drodze powrotnej skoczyć do cukierni po pączka, pewnie dlatego, dziewczyny na pierwsze imprezy noworoczne ubierają swój dawno zgubiony pas cnoty, pewnie dlatego mężczyźni wiążą krawaty pod samą szyją. żeby udawać gentelmenów, pewnie dlatego co drugi post na Facebooku informuje o roku bez picia, pewnie dlatego ludzie wmawiają sobie, że znajdą męża/żonę, pewnie dlatego single zarzekają się, że są samowystarczalni i lecą po wino. wódę, łychę do monopolowego. Pewnie dlatego...
Tylko po co? 
Przecież im mniej postanowień, tym mniej rozczarowań, po co się okłamywać, a potem niepotrzebnie denerwować, że jest się beznadziejnym, bo wszystkie plany trafił szlag. Nigdy, nic co zaplanujemy nie udaje się w pełni. Nie lepiej skupić się na tym co tu i teraz? Cieszyć się małymi rzeczami, tym co mamy. Udawanie na siłę, że chce się coś zmienić po tygodniu rzucając tylko "pierdole to" ;) - mija się z celem. 
Oczywiście, nie mówię, że jest tak za każdym razem. Są wyjątki, są ludzie, którzy twardo trzymają się swoich postanowień, dążąc do celu i chwała im za to. Bez takich ludzi, 3/4 rzeczy na tym świecie by nie istniało, gdyby nie ktoś kto sobie coś postanowił.
Ja do wyjątków nie należę. Czy jeśli coś sobie postanowimy, przyjdzie Nowy Rok to będziemy inni? Przecież wciąż jesteśmy tacy sami, nie zmienimy się z dnia na dzień. Nie zmienimy naszych zachowań, przyzwyczajeń od tak. Wchodzimy w kolejny rok tak samo pijani, tak samo wyniszczeni przez mijający rok, z takim samym kacem alkoholowym, albo moralnym. 
No właśnie. a co z powiedzeniem, że jaki Sylwester taki cały rok? Kolejny rok będzie pełen burz, morzem alkoholu płynący, żeby przy okazji skakać z kwiatka na kwiatek borykający się z walką serca z rozumem? A nawet jeśli podczas tego ostatniego dnia zrobisz to co zaplanowałeś i przez chwilę będziesz szczęśliwy, żeby na drugi dzień dostać plaskacza od życia, które sprowadza Cię do parteru.
Na końcu zawsze stoisz i patrzysz, na dworze, na balkonie w niebo i myślisz. Budzisz się po roku, zastanawiasz się co tak naprawdę zrobiłeś przez ten czas, co mogłeś zrobić. Wtedy umiera dzień i nagle -hop!- przeskakujesz w Nowy Rok, ale czy w nowe życie?
W tym roku nie zrobiłam żadnej listy, niczego nie oczekuje, pragnę tylko w spokoju przeżyć ten rok, bez żadnych afer czy dodatkowych problemów.
Będę stała i patrzyła, jak powoli rozgrywa się życie.

P.S. Witamy w Nowym Roku, już niedługo ukaże się coś zupełnie nowego! :)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywołana do odpowiedzi

W końcu. miłość.

Karma (NIE) wraca